sobota, 7 listopada 2015

4. Chciałabym oglądać dziś dużo zachodów słońca.



Poza tym jest na świecie taki rodzaj smutku, którego nie można wyrazić łzami. Nie można go nikomu wytłumaczyć. Nie mogąc przybrać żadnego kształtu, osiada cicho na dnie serca jak śnieg podczas bezwietrznej nocy.
- Haruki Murakami „Koniec świata i hard boiled wonderland”

Moja filozofia mówi, że nigdy nie można być całkowicie smutnym lub szczęśliwym. Zawsze jest jakiś cień drugiego bieguna. Nie wierzę w czernie i biele, tylko szarości. I staram się o tym pamiętać, zwłaszcza, gdy jest gorzej.
Ale czasem to ciężkie.
Czasem jestem zmęczona towarzyszącym szumem szeptów w głowie. Czasem trudniej pamiętać, co jest rzeczywiste, a co nie. Czasem jest tak źle, że wykonanie ruchu fizycznie boli, a chodząc czuję odrealnienie. Jakbym patrzyła na wszystko zza siebie. Mechanicznie działające ciało, ale „ja” jest gdzieś dalej i patrzy na przygarbione ciało z rudym czubkiem. I ja naprawdę tak to widzę.
Czasem też nie rozumiem, co się dzieje.
Bardzo często. Może jestem niedorozwinięta, ślepa, zapatrzona.
Ale wciąż nie ma czerni i bieli.

A powinnam skakać ze szczęścia. Znalazłam kogoś na swoje miejsce w mieszkaniu. Wiem, że w Poznaniu mam gdzie mieszkać. Praca chyba też się znajdzie...
Będzie dobrze.
Będzie.
Dobrze.

A jednak płacz. Ciągle płacz, aż jestem zmęczona nim i płaczę ze zmęczenia płaczem. I tak bardzo samotnie. Bez sensu, ale czuję się kompletnie pominięta i zapomniana. Niepotrzebna, a wręcz niemile widziana. I wiem, że to głupie, a jednak obawa, że tak jest rośnie i boję się cokolwiek proponować, żeby się nie narzucać.
Samotność jest okropna. Nie wiem, czy jest coś, czego boję się równie mocno.


Czuję wewnętrzny rozpierdol.
Gdybym mogła, gasiłabym papierosy na organach wewnętrznych. Bolą mnie oczy, bolą mnie policzki. Mam ochotę wyrwać sobie wszystkie włosy. Boli mnie wszystko, noszenie bransoletek od chłopaka; palce, gdy odpisuję przyjaciółce; usta uśmiechające się do kotów.
Głównie, to boli mnie życie.

Boli mnie, że nie mam co wpisać w osiągnięciach do CV. Boli mnie, że jestem nikim. Boli, że nikim pozostanę. Szara masa. Mięso armatnie. Boli mnie ogrom porażek w 20-letnim życiu. Boli rozczarowanie sobą.
Być tak boleśnie nikim. NN. Przeciętna inteligencja. Charakter też taki nijaki. Jakieś pasje? Nic szczególnego. Umiejętności? Tych to w ogóle brak. Nawet do szczególnie ładnych nie mogę się zaliczać. Nie mam nic ciekawego w sobie, nic, co mogłoby kogoś zatrzymać, nakłonić do refleksji.
A nie, mam. Cycki.

Chcę krzyczeć i wyć, żeby ktoś się tu TERAZ pojawił. Nie chcę być sama. Nie. Chcę. Być. Sama.
Tylko boję się oznajmić to światu.
Spierdolenie umysłowe lvl up.
Nie mam ochoty funkcjonować, niech mnie ktoś uratuje od tego obowiązku.
To chore, żałować świadomości, że są ludzie, którym na mnie zależy. Chore odpowiedzi na rozkazy moich demonów.
Walka jest trudna, a mnie cholernie wszystko boli.

Don’t make me sad don’t make me cry
Sometimes love is not enough 
And the road gets tough I don’t know why
Keep making me laugh let’s go get high


Share:

0 komentarze:

Prześlij komentarz