piątek, 27 listopada 2015

8. - Ukryte kamery i chroniczny brak golda.



Zaczęłam pisać wpis 20tego. Od tego czasu miałam kilka pomysłów na kolejne, ale ten konkretny musi się pojawić najpierw. A jednocześnie jest mi go bardzo trudno napisać.

19 listopada był nudnie zwykłym dniem. Wieczorem pojechaliśmy do Krasnoluda, przed ostatecznym celem, jakim był jego dom, pogawędziliśmy chwilę z jakimiś ziomeczkami. W domu on nosił jakieś coś do góry, bo tam remonty. Ja robiłam herbatki. Mieliśmy posiedzieć z jego tatą.
Normalnie.
Jak zawsze.
Ale nie. Krasnolud był nerwowy jakiś. Wręcz wyrwał mi kubki z herbatką, zanim dolałam do swojej mleko (bawarka taka dobra! a pijam ją namiętniej, gdy jestem w związku). Drepczę za nim do tej sprzątniętej przez nas dzień wcześniej krypty i znowu jakieś nerwy. „Zamknij drzwi”, „chodź tu”, coś tam.
Ale o co chodzi? Mieliśmy iść do Twojego taty...
Krasnolud klęka.
I nie robi sobie żartów, tak jak myślałam. Nie pomyliłam się jedynie co do ukrytej kamery – faktycznie była. Moja przyjaciółka chciała widzieć reakcję.
Jestem zapierścionkowana.
Najpiękniejszy z pięknych pierścionków.
hehehe, jak go noszę na palcu, to jestem niewidzialna, jedynie Nazgule mnie widzą

I nie zdawałam sobie sprawy, że można kogoś aż tak kochać. To jest jakieś nienormalne. Boję się momentami, że nie wytrzymam tego i po prostu umrę. To czasem silniejsze od kilku lat z – momentami - ostrą schizofrenią.
To takie. Naprawdę. Dziwne. Bo nie wierzę, że ktoś jeszcze może czuć tak, jak my czujemy. To uczucie między nami to pierwowzór miłości, a to, co teraz inni nazywają tym słowem jest tylko cząstką, która odkleiła się od nas. To wszystko jest nasze. Wszystko, co artyści chcieli zawrzeć w swoich dziełach, wszystko co wzrusza. To nasze, to my.
Dlatego nie jest za szybko na przeniesienie związku na wyższy level.

A jednocześnie, czuję... źle.
Czuję strach. Przekraczanie granicy między byciem dzieckiem i dorosłym jest dość wyraźne. Nie aż tak, jak w Simsach, ale nadal... wyraźne. Czuję strach i czuję się niepotrzebna – mimo tego, że wiem, iż tak nie jest.
Dobija mnie śmiertelnie fakt, iż nie mogę znaleźć pracy. Coś tak głupiego i prozaicznego zabiera mi radość z obnoszenia się pierścionkiem. Ale co jeżeli nigdy nie znajdę pracy? Jeżeli nie uda mi się dostać na studia za rok? Jeżeli będę jednak zmuszona wrócić do Spiertorunia, bo tylko tam poziom jest odpowiedni dla mnie? Jeżeli nie będę umiała sobie poradzić ze smutkami i będę tylko ciężarem? Jeżeli... będę kolejnym nieudacznikiem, który mimo prób i tak pozostaje tym nieudacznikiem.
Czytanie „Księgi Jesiennych Demonów” jest teraz wysoce niewskazane.
Czuję się okropnie, nie mogę dojechać nawet do znajomych z innych dzielnic! A co dopiero do Krasnoluda, który mieszka pod Poznaniem. Nie pamiętam papierosów innych, niż cudzesy. Nie mogę sobie kupić głupiego eyelinera lub szminki. Albo czekolady. Nic.

To jest złe. I jeszcze gorsze jest to, że pełnię radości życia zabiera mi takie coś, jak pieniądze! Bo nie mogę jutro nawet po pieprzoną planszówkę skoczyć. Bo nie mogę utulić na dobranoc i dzień dobry i dobranoc i dzień dobry i dobranoc. 



PS. Post informujący o zaręczynach powinien być pewnie jakiś taki... woah i w ogóle. Ale nie jest. Jest prawdziwy. Tak, jak te oświadczyny, jak wszystko. Nie potrzebna jest pompa. Wystarczy, że widzę to wszystko w Krasnoludzie. 
Share:

0 komentarze:

Prześlij komentarz