wtorek, 21 czerwca 2016

25. K. T. Lewandowski „Ksin. Początek”

W najbliższym czasie blog prawdopodobnie zostanie zawieszony. Chociaż to kwestia do dogadania. Jednak, póki mam możliwość, nadrobię troszkę zaległości, żeby nie został taki pusty. A poza dzisiejszym postem, zapraszam tutaj: niechcetego.blogspot.com (niektóre fakty zostały złączone, niektóre inicjały zmienione, takie tam, ochrona danych innych osób)



Wilki budzą respekt do dziś. Obraz samotnego wilka na skale, najlepiej na tle księżyca, zakorzenił się w pop kulturze i jest symbolem mistycznej natury. W bajkach, które poznawaliśmy jako dzieci, wilk był tym złym, przebiegłym i mrocznym. A w historii odnotowano stada agresywne do tego stopnia, że całe wioski ryglowały drzwi na noc. Nie bez powodu w folklorze, głównie słowiańskim, pojawiła się postać wilkołaka, którego nie trzeba przedstawiać żadnemu czytelnikowi fantasy. Wilkołaki budzą grozę, a jednocześnie przyciągają zainteresowanie. Są ofiarami „choroby”, a jednocześnie śmiertelnie niebezpiecznymi bestiami. Istnieje nawet teoria, która mówi, iż wilkołaki są starszymi kuzynami wampirów.
Jednak współczesny, młody odbiorca otacza się często kotami. Najlepiej śmiesznymi, lub słodkimi.

Zatem pomysł stworzenia kotołaka, czyli tak jakby wilkołaka, ale kota, musiał być dobry.
Nasz rodzimy autor, Konrad T. Lewandowski nie był jedynym, który powołał do życia takie stworzenia. Możemy spotkać je Eragonie Christophera Paoliniego lub w jednej z popularniejszych serii gier, The Elder Scrolls.
Pomysł uczynienia głównym bohaterem przedstawiciela nieznanego dotąd gatunku nadal nie jest gwarancją sukcesu. Oczywiście, osadzenie głównego bohatera w ciekawym świecie, jest bez wątpienia dobrym krokiem.

Co mogło się nie udać?

Ksin. Początekto prequel do jednej z najbardziej znanych serii fantasy w polskiej literaturze. Łączy nieznaną wcześniej historię pochodzenia Ksina i mikropowieśćPrzybysz, czyli najstarszy, teraz rozszerzony, tekst o kotołaku.”- głosi notka wydawnictwa Nasza Księgarnia na bardzo ładnie zaprojektowanej okładce w zimnych barwach.
Patrząc na samą okładkę można spodziewać się czegoś, co dreptało tym samym szlakiem polskiej fantastyki, co Geralt z Rivii lub Vuko Drakkainen.
I faktycznie, Ksin ujrzał światło dzienne rok po Rzeźniku z Blaviken, a od bohatera Pana Lodowego OgroduJarosława Grzędowicza jest starszy o aż siedemnaście lat.

W nowej, poszerzonej przez autora, wersji sagi o kotołaku poznajemy dwie, pozornie nie związane ze sobą historie, które dzieją się w odstępie dwudziestu lat.

Główną jest opowieść o tytułowym Ksinie, dziecku klątwy, potworze. Jednak dzięki miłości jego piastunki, Starej Kobiety, kotołak nauczył się panować nad swą mroczną naturą. Ksin jest outsiderem, jego jedynym towarzystwem była opiekunka oraz różnego rodzaju potwory Onego. Jednak towarzystwo tak zwanych, odczłowieczeńców, mało odpowiadało młodemu kotołakowi, który zabijał je dla przyjemności. Jednak, gdy kobieta umiera, bohater wykonuje jej ostatnią wolę i rusza w kierunku cywilizacji. Bardzo szybko ratuje zbiegłą prostytutkę Hanti, z którą od teraz podróżuje, a ich relacja bardzo szybko nabiera rumieńców.

Postać mrukliwego, stroniącego od ludzi bohatera walczącego z potworami utarła się w polskiej (a od czasów wydania gier spod szyldu CD PROJECT, nie tylko) fantastyce i zdecydowanie Ksin nie jest jej pierwowzorem. Mając na uwadze, że pierwsze opowiadanie o wiedźminie opublikowane zostało w 1990 roku, a pierwsza część przygód kotołaka rok później, nie można zarzucić Konradowi T. Lewandowskiemu plagiatu. Zwłaszcza, gdy autor gwarantuje, iż pomysł wpadł mu do głowy w roku 1988.
Między bohaterami jest jedna wielka różnica. Postać Geralta jest napisana przez jużukształtowanego,trochę szowinistycznego mężczyznę. Wiedźmin jest ludzki, zagłębiając się w jego przygody, wierzymy w autentyczność całej postaci, ponieważ łączy różne cechy, z którymi spotykamy się każdego dnia.
Natomiast przeplatanie debiutu z
dojrzalszymiumiejętnościami literackimi autora sagi o kotołaku spowodowało u mnie podejrzenie, że książkęnapisał ojciec z córką. Momentami można poczuć wręcz rzewneutęsknienie za ogromną ilością potterowskich fanfiction publikowanych na blogach przez gimnazjalistki, które starały się dojrzale, a momentami także pikantnie opisywać perypetie miłosne Lily i Jamesa Potterów. Wówczas bohaterowie są bardzo sztuczni, a dialogi wywołują niekryty uśmiech zażenowania. I wciąż nie mogę ulec wrażeniu, że Ksin to młodszy brat Geralta, który bardzo chciałby być taki, jak wiedźmin.

Coby nie być gołosłownym podamprzykład z pierwszych stron powieści.

Mamy oswobodzoną Hanti, która odkrywa, iż jej wybawca jest potworem. Nieludzką bestią. Rzuca się na niego, a gdy ten nie zjada jej, tylko tłumaczy, że jest inny niż wszyscy (zdanie “nie jestem taki, jak myślisz”, które wypowiada Ksin, sprawia, iż jestem pewna, że zaraz trzaśnie drzwami wychodząc). Jednak dziewczyna pozwala mu opowiedzieć swoją historię, z której faktycznie wynika, że jest inny od innych. Ale w tym momencie następuje dialog, który spowodował u mnie spazmy śmiechu.

- I ja mam ci wierzyć? - powiedziała cicho.
- A masz lepszy pomysł? - żachnął się.
- Mam – wyszeptała. - Możesz mi rozpiąć bluzkę…

Fantastyka cechuje się tym, że odbiega od rzeczywistości. Jednak zachowania bohaterów powieści fantastycznych najbardziej przemawiają do mnie, gdy są zbliżone do tych, które znam z rzeczywistości. Jestem pewna, że mało jest kobiet, które po ucieczce z burdelu, w dodatku dostawszy się w łapy kotołaka, czy innego odczłowieczeńca, prosiłyby go tak szybko o rozpięcie bluzki…



Jednak starszy tekst powieści przeplata się momentami z dopisanymi później historiami. Skok stylu jest bardzo zauważalny, co sprawia, że czytanie jest jeszcze trudniejsze. Kiedy już udało mi się przyzwyczaić do języka, którego sama używałam opowiadając o Syriuszu Blacku, nagle w historii pojawiały się dwie-trzy wypowiedzi, które brzmią pięknie (chociaż to może być złudzenie wywołane niezbyt wysokim poziomem większości historii).



Najgorszym punktem Ksin. Początekjest sztuczne stylizowanie języka. Rzucane momentami archaizmy mogą nadać wypowiedzi bohaterów klimat, jednak nieudolna próba odtworzenia mowy pseudo-średniowiecznej po prostu boli. W rezultacie dostajemy paplaninę, którą autor wyjaśnia przez kilka stron rozbudowując dialog, którego nie trzeba było rozbudować.

Jednak ku mojemu zdziwieniu, w ostatnich rozdziałach Ksin i jego towarzysze nie irytowali prawie w ogóle. Charaktery nabrały wymiaru. Stały się prawie realistyczne. Przestali nawet używać tak bezsensownego języka. Ksin co prawda nadal krzyczy za każdym razem, gdy otwiera usta, ale można założyć, że taki ma charakter. W końcu, jest złym odczłowieczeńcem.


Poza historią samego Ksina, poznajemy także opowieść o córce kupca, Aspaji Kador. Dziewczynę poznajemy jako rozpieszczoną i złą do szpiku kości. Nie ma najmniejszych zahamowań przed okropnymi uczynkami. Nie szanuje rządnychświętości, a jedyne co dla niej ważne, to jej własny czubek nosa i… ukochany kot. Niestety, Aspaji udaje się usnucie intrygi, która doprowadza do klęski prawie całego królestwa. Wraz z dwoma magami nieświadomie wypełnia klątwę rzuconą dawno temu, a gubi ją jej własny egoizm.



Ta część książki jest pisana w sposób, którzy przywodzi na myśl legendę miejską. Tutaj przerysowane postacie nie gryzą w oczy aż tak. Ponadto silnie kojarzy mi się z Yotsuya Kaidan - Opowieścią o Duchu z Yotsuispisaną przez Jamesa Seguina de Benneville (która warta jest jesiennego wieczoru). Mamy do czynienia z nieubłaganym losem, a perypetie bohaterów opisywane są szybko i pobieżnie. Tak, jakbyśmy słuchali tej historii w karczmie, a nawet osoba opowiadająca sprawia wrażenie, że nie do końca wierzy w to, co mówi. Dostajemy od narratora szybkie wyjaśnienia, zarysy historyczne, który wpłynęły na przebieg wydarzeń, lub poznajemy ówczesną kulturę. A język, którym Lewandowski nam to serwuje jest dopasowany do gawędy.

Niestety, przerysowane postacie z historii Ksina sprawiają, że opowieść o Aspaji traci swój urok. Pojawia się także wrażenie, że znaczna część historii jest napisana, aby zwiększać objętość książki. Bo równie dobrze, mogłaby zamknąć się w dłuższym opowiadaniu.
Niesmak, który towarzyszył mi do dwudziestego-drugiego rozdziału rozwiał się pod koniec powieści. Wystarczyły trzy, napisane bardzo przyjemnie, abym - gdy już się zregeneruję - sięgnęła po tom II Ksin Drapieżca.

Niewątpliwym atutem, którym bronić może się tapozycja,jest bardzo ciekawy świat oraz postać, mimo wszystko, zbyt heroicznego bohatera. Jednak i takich wielu przemierza fantastyczne krainy. Sam świat może zachwycać słowiańskim klimatem panującym weń.Spotykamy w nim wiele stworzeń, opisanych często w bliski folklorowi sposób - co powoduje zapewne sympatyzowanie autora z Rodzimym Kościołem Polskim. Bardzo miłą niespodzianką jest także odmienne znaczenie magów, niż to, które serwująnam najpoczytniejsi autorzy fantasy. Sama przeszłość Ksina jest pomysłem niewątpliwie zaskakującym i intrygującym.
Przy czytaniu natomiast najbardziej przeszkadzały mi niezgrabne dialogi, komiczne stylizowanie języka i opisy scen miłosnych, zdecydowanie zbyt krwawe, wręcz obrzydliwe kaźni, a przede wszystkim - bohaterowie, którzy nie mieli w sobie ni grama autentyzmu. A nadane im imiona zdecydowanie nie pomagały w polubieniu ich.

Początkowo uważałam, że jest to bardzo dobra książka dla najmłodszych czytelników, jednak bardzo brutalne opisy tortur obudziły we mnie instynkt nadopiekuńczej matki – opis nerwu oka zawiązanego na supełek, ale jeszcze dyndającego z oczodołu to nie jest coś dla najmłodszych. Jeżeli ktoś ma ochotę na powieść, która nie wymaga wiele uwagi, a momentami jest tak nudna, że wręcz wymaga utraty skupienia - jest to książka dla niego.

Konrad T. Lewandowski „Saga o Kotołaku; Ksin. Początek”: może być, 4/10





Share:

0 komentarze:

Prześlij komentarz