sobota, 31 października 2015

3. Świadomość posiadania przyjaciół.




      To zależy czego od przyjaciół oczekujesz- odezwał się Merry -Możesz nam zaufać, że cię nie opuścimy w dobrej czy złej doli, choćby do najgorszego końca. Możesz też nam ufać, że strzec będziemy twojej tajemnicy lepiej niż ty sam jej strzegłeś. Ale nie liczna nas, byśmy ci pozwolili samotnie stawić czoło niebezpieczeństwu i odejść od nas bez słowa.
      Jesteśmy twoimi przyjaciółmi
      - J.R.R. Tolkien "Drużyna Pierścienia" 

      Każdemu życzę ludzi, których mam obok. No dobra, prawie każdemu, są osoby, którym życzę gnicia w piekle, gdy gwałci ich anlanie sam Lucyfer, a oni mają ostatnie stadia raka płuc. Ale serio. Mam najcudowniejszych przyjaciół. Od podstawówki byłam zakochana w przyjaźni Syriusza Blacka, Jamesa Pottera, Remusa Lupina i Petera Pettigrew. I od wtedy marzyłam o takiej właśnie przyjaźni. Jak Huncwoci. Cóż, mam dwójkę cudnych przyjaciół, więc nikt nikogo nie sprzeda Voldemortowi. Brakuje trzeciego. :v
      I żeby nie było, że pomijam moją rodzinę, bo nie robię tego, te dwa pedały są moją rodziną. I nie pomijam także mojego krasnoluda, on jest też rodziną. I przyjacielem. A przy okazji, mogę go prosić, żeby podał mi żel do mycia, gdy go zapomnę, a nie chce mi się wychodzić spod prysznica. :v


    Tutaj fragment rozmowy na grupowej rozmowie z przyjaciółmi i krasnoludem. Zapewne ze względu na porę – po 3.30, A. się nie wypowiada, bo śpi, tak samo jak M., który zawładnął już całą kołdrą, a ja będę musiała o nią walczyć. R. chyba wrócił z jakiejś imprezy właśnie... Um, a ja, jak to ja, nie śpię, bo boję się momentu pobudki ze strachu.
    Rozmowa zaczęła się od mojego podesłania im linka tutaj.

      R.
      I skoro uciekasz z tego zjebanego Toruń, to się będzoem widzieć
      Mart Morrison
      Mniej, bo uciekam do Poznania.
      R.
      I wszystko będzie cudownie
      Mart Morrison
      Może.
      R.
      To będziesz z *****
      Mart Morrison
      mhm.
      R.
      Tak czy inaczej, będzie już po wszystkim
      Mart Morrison
      ale jestem tutaj. i on niby śpi za moimi plecami.
      jestem w każdym razie tutaj i jestem teraz.
      R.
      Bo będziesz miała cały czas kogoś bliskiego przy sobie
      Smutki niepotrzebne
      Kiedy bliscy obok
      Mart Morrison
      wiesz, jak jest ze smutkami, ziomeczku.
      idź sp
      R.
      Wiem i rozumiem dobrze
      Ale podejście niedobre
      Trzeba smutek zwalczyć
      Mart Morrison
      czym.
      R.
      Smutek nikomu się nie przyda
      Mart Morrison
      w smutku powstają ładne rzeczy.
      sztuka lubi smutek.
      R.
      Chyba że żyjesz w młodej polsce i wyznajesz dekadentyzm
      W smutku chuj powstaje
      Mart Morrison
      ewentualnie epoka romantyzmu.
      R.
      Niedobre rzeczy
      Mart Morrison
      nah.
      lubię smutki czasem.
      R.
      Nie zalecam smutek
      Pierdolenie to
      Żaden nie lubi smutki
      Mart Morrison
      ale nie takie, które zaciskają się jakoś na klatce piersiowej i duszą.
      a gdyby nie smutki, to bylibyśmy jak świnki, które dostały nowe rzygi do jedzeni.
      świnki się nie smucą.
      chciałbyś być świnką?
      R.
      To są fakty
      Mart Morrison
      smutki czasem trzeba.
      R.
      Tak, wolałbym być świnką
      Mart Morrison
      świnki śmierdzą.
      R.
      Skoro wtedy nie ma smutki
      Mart Morrison
      smutki czasem dobro.
      bo pozwalają dostrzec niesmutki
      R.
      Mogę nawet śmoerdzieć
      Skoro bez smutku radość
      Smród nie boli jak się jest świnką
      Niby jest w tym trochę racji
      Ale życie samo funduje nam smmutki pomniejsze
      Po co samemu ich sobie dokładać
      Mart Morrison
      ale nikt ich nie dokłada.
      one same przychodzą.
      R.
      Ty właśnie to robisz
      Po części
      Mart Morrison
      nah, słońce, nah.
      te dłonie je przynoszą.
      R.
      Powiedz więc, co takiego Cię zasmuca
      Mart Morrison
      te dłonie.
      R.
      Tak konkretnke
      Ale bez metafor proszę
      Mart Morrison
      bez metafor.
      te dłonie, które widzisz kątem oka.
      i to chujowe w chuj.
      R.
      Hej, Mart.
      Te dłonie nic Ci nie zrobią
      Mart Morrison
      bo nie można mieć omamów wzrokowych nie biorąc nic psychoaktywnego.
      R.
      Przysięgam
      Mart Morrison
      niby wiem.
      ale niby nie.
      bo jak to było tak intensywne, to było źle mocno.
      ja wiem, że one są zawsze, cienie są zawsze, dłonie są zawsze.
      ale jak się nie pojawiają.
      to tak, jkaby ich nie było.
      a jak się pojawiają, to się przypomina.
      wszystko.
      i było wtedy podobnie.
      kurwa.
      tak podobnie, że ojejku.
      R.
      Nieważne, czy one tam są. Ważne, że nie mogą Ci zaszkodzić.
      Mart Morrison
      przyjaciółka - si, była **** przyjaciel - si, był ***** facet -si, był *****
      mogą,
      R.
      Musisz tylko mi zaufać
      Mart Morrison
      jak one są, są też jakieś utraty świadomości. że robię coś, czego nie pamiętam.
      R.
      Te dłonie nic Ci nie zrobią
      Mart Morrison
      i wtedy najczęściej próbuję się zabić.
      R.
      Rozumiem to, sam tak miewałem
      Mart Morrison
      no to kurwa.
      Ro, ja nie chcę Was potracić.
      nie chcę słyszeć, że kolejna porażka.
      R.
      Nigdy nas nie stracisz, słońce
      Mart Morrison
      nie chcę Was porównywać do spierdolin umysłowych, ale wtedy sama byłam spierdoliną i ciężko to znosić.
      więc. wierzę, serio, wierzę i wiem.
      a z drugiej strony boję się w chuj.
      R.
      Naprawdę to rozumiem
      Ale uwierz, że nie ma nic bardziej pewnego niż to, że nigdy nie zostaniesz sama
      Zawsze będziemy dla Ciebie
      Mart Morrison
      w sumie, Ty i Anke byliście w najgorszych momentach ever, najgorszych z najgorszych. Marcin mnie ładnie ogarnia i nie mówi, że "chuja wiem o problemach, on ma maturę w tym roku!"
      wiem to.
      że jesteście najlepszymi ludźmi w moim życiu - obok rodziny i kotów, ale koty to koty.
      a z drugiej strony, to tak kurwa, nie chcę być jak ********* XD
      a tak robię, jak ona.
      R.
      Przestań. W niczym mi nie przypominasz **********, ona jest/była zwyczajnie jebnięta.. Kurwa, w sumie nie wiem, co mam Ci powiedzieć, żeby Ci uświadomić, że to wszystko, co Cię skłania do takich myśli, to tylko Twój umysł próbujący zrobić Cię w chuja
      Mart Morrison
      najeb mu.
      R.
      Wiem, że ciężko jest to po prostu zignorować, ale to wydaje mi się być jedynym wyjściem. Udawaj przed samą sobą, że to nie istnieje, nie słuchaj głosów, nie zwracają uwagi na dłonie itd. Jedyne, co to w Tobie podsyca, to Twoje własne myśli. Kiedy pokonasz te myśli, to minie
      My będziemy Cię w tym wspierać
      Mart Morrison
      wiem, rly, wiem, że będziecie, nawet nieświadomie.
      bo najgorzej jest, gdy jestem sama. nawet sama-nie-sama.
      ale wiesz, jak jestem z kimś, to po prostu mam jakiś tik, czy coś i ok, halo, nie ma, rozmawiam dalej.
      jak nie ma, to nie mam się na czym skupić.
      w sumie, będę miała wpierdol za to, że nie obudziłam użytkownik ******.
      bo kazał.
      jak będzie źle, to mam budzić.
      R.
      Ale Mart. Wcale nie jest tak źle. To wszystko możesz pokonać, wierzę zresztą, że z naszą pomocą to wcale nie będzie takie trudne.
      Mart Morrison
      tak, wiem.
      ale gdy jesteś w tym, to są momenty, że wydaje się niemożliwe.
      nawet podniesienie powiek czasem jest trudne.
      mimo że nie śpisz.
      R.
      Wiem o tym
      Mart Morrison
      ehu, kurwa, idziemy spać.
      koniec.



      R.
      Ale zawsze pamiętaj, że masz kogoś, z kim możesz porozmawiać
      Mart Morrison
      wiem, Ro, wiem.
      i dziękuję Wam za to.
      R.
      Nie ma za co, po to tu jesteśmy :)




    Nie wiem, którym Bogom mam dziękować za takich ludzi obok. Nie wiem. Może wydrukować pełno zdjęć z nimi i poprzyklejać na meble, obok fragmentów rozmów? :v W każdym razie, dziękuję zarówno wszystkim Perunom, Odynom, Zeusom, a także Allahom, czy Jezusom.
    Teraz idę walczyć o trochę pościeli.
    A wszystkie imiona zostały ogwiazdkowane (chyba wszystkie...). Z myślą o spierdolinach wspomnianych w tejże rozmowie. c:
    Post jest dziwnie sformatowany przez walkę z wklejeniem rozmowy z czatu FB... 




Share:

czwartek, 29 października 2015

2. Nie chcę nigdy tak się bać.

Proszę, niech mi ktoś wyjaśni ten strach. Ten, który wyrywa mnie ze snu po 3 godzinach i nie pozwala dalej spać. Ten, który ciężko uspokoić nawet utuleniem, ciepłem. Po prostu tak się boję. Nie umiem powiedzieć czego. Boję się syren na radiowozie pod oknami, które na suficie wyglądają jak straszna, śmiejąca się twarz, która chce mnie pożreć, zabrać. Boję się ślimaków i żab. Boję się samotności i śmierci moich najbliższych. Boję się, że zostanę dłużej w tym mieście.
Boję się czegoś, czego nigdy nie widziałam, nie słyszałam, nie wyobrażałam sobie. Czegoś, czego nie ma, a budzi strach, który wywołuje łzy.
Boję się. Tak bardzo.
I proszę, niech mi ktoś wyjaśni ten smutek. Ten, który nie pozwala oddać się szczęściu w stu procentach. I nie umiem powiedzieć, co mnie smuci. Chyba życie. Chyba to, że wciąż tu jestem. I nie rozumiem tego, bo kocham i jestem kochana. Mam pasje i marzenia. A jednak jestem tu, chociaż wolałabym nie być. I nie mieć nic. Gdybym nie kochała i nie była kochaną, gdyby nie te drobne przyjemności, cele... może byłoby łatwiej. Ale nie jest, nie ma co gdybać. A jednak, to straszne, siedzę w oknie lub jedzie pociąg. Zbliżają się mrozy.
Jestem silna. I się nie dam. Nigdy już. Naprawdę, nie dam.
Tak samo, jak tu nie zostanę. Cokolwiek, byle tu nie zostać. Nie chcę być sama, nie chcę budzić się w strachu i nie mieć komu się wypłakać. Chcę, żeby ktoś mi zrobił tę pieprzoną herbatę i powiedział, że nic się nie dzieje.

Jest prawie druga.
Jest noc. Lana Del Rey, Adele, Florence, Indila. Bo lepiej tak, niż słuchać gotyckich i doomowych smętów.

Jest noc. I tak nie śpię. I tak nie zasnę. Zbyt mocno boję się pobudki ze strachu.  
Chciałbym nigdy nie czuć tego strachu. Czuję go w sobie cały dzień, bo i tak nadejdzie pora, w której zasnę. A za nią, nadejdzie pobudka. 
Share:

wtorek, 27 października 2015

1. Demony obcego miasta.



Jest pół godziny po pierwszej w nocy. 27 października.
Często słyszę, że pognębiam się muzyką, której słucham. Nieprawda. Słysząc niektóre teksty czuję się mniej samotna, niż jestem.
W sumie, dlaczego w ogóle czuję się samotna? Przecież, halo, mam rodzinę, na którą mogę liczyć (blablablabla, prawie); mam przyjaciół tak cudownych, że wciąż nie wiem, czym zasłużyłam na przyjaźń takich osób; mam nawet najlepszego chłopaka, jakiego mogłam sobie wymarzyć. I mam moje kotki z mięciutką sierścią... Więc o co chodzi?

Tu jest problem, bo nie wiem. Od początku roku akademickiego mieszkam sama. Znaczy, mam współlokatorów, ale akurat mają takie charaktery, że różnicy nie robi to, czy są w domu, czy nie.
A ja piekielnie boję się ciszy. Tej ciszy, która odpowiada, gdy po powrocie z wykładów krzyczysz w wejściu „cześć”. Tej ciszy, która mówi „na zdrowie” po kichnięciu. Boję się niezrobionej herbaty wieczorem i zapominania własnego głosu.
Na uczelni możemy porozmawiać. O tym, kto w jakim stopniu ma chu*ową kreskę, a kto w ogóle nie powinien się na malarstwie znaleźć.
Październik do połowy składał się z egzystowania w tygodniu i wyjazdów w weekendy. Takie budzenie się ze snu, jak niedźwiadki. I rękę dałabym sobie uciąć, że ten październik trwa już co najmniej 62 dni. Nie wierzę, że jestem tak słaba, żeby nie wytrzymać w takiej samotności miesiąca...
Poza tym, w skład dziesiątego miesiąca tego roku wchodzi bardzo dużo strachu. Najpierw był jednak płacz. Embrionalne zwijanie się na łóżku. Bezruch. I wtedy dopiero pojawił się strach - „borze zielony! To wraca, wróciło, znowu będzie tak samo, nie chcę znowu, nie będę próbować, nie obchodzi mnie nic, chcę koniec”. Naprawdę uważam, że nie przeżyję, jeżeli znowu czeka mnie to, co przeszłam. Poza tym... po co był obrót o 180 stopni, skoro znowu wracamy do punktu wyjścia? Jeżeli tak to ma wyglądać, to ja nie chcę mieć nigdy więcej nadziei. Nigdy.
Najbardziej przeraża mnie samotność. Paraliżuje mnie do tego stopnia, że boję się jeść. Mogę zjeść w domu, Poznaiu, Stęszewie, gdziekolwiek, ale w Toruniu mam z tym problem. Tak samo sen. Boję się spać będąc tutaj.
To jest zupełnie nieuzasadnione, wiem. Ale boję się do tego stopnia, że na tydzień starczają mi dwie kromki chleba, ciastko, nadgryzienie kebaba i... i reszta już była zjedzona w domu. Starcza mi też 2 godziny snu dziennie. Problem z unoszeniem nóg jest spowodowane czymś innym, prawda? To, że idąc do kuchni muszę zrobić przystanek w połowie, żeby się nie przewrócić też?

Absolutnie nie chcę się poddawać. Jednak pisząc tutaj, w takim a nie innym nastroju, pozwalam sobie na wyrzucenie z siebie tego.
Wyżalenia się, że niosąc zakupy dzisiaj przestraszyłam się czegoś, co nie istniało. I mimo że ja wiedziałam, że tego nie ma i tak upuściłam jedną reklamówkę. Mogę się też skarżyć na to, że wcale nie zastanawiały mnie wody na najniższej półce w sklepie – nie miałam siły stać i płakać. Musiałam kucnąć na tą chwilę.

Po raz enty powtórzę: jestem tu sama, nienawidzę samotności. Boję się jej i brzydzę. Nie radzę sobie z nią.

S.O.S.  
Share:

Ahoj.

Ziemniaczana księżniczka, Mart Morrison. 

Cześć.
Jestem Mart. Jakimś trafem znalazłeś się na moim blogu, z czego bardzo się cieszę. Kiedy go zakładałam, nie myślałam, że będzie towarzyszył mi w celach innych, niż wypisywanie głupot i smutków.
Prowadzenie dziennika zawsze proponowano mi jako swoistą terapię. Pisałam, pisałam, pisałam, a później przeglądałam zapisane zeszyty i płakałam. Bo wciąż nic się nie zmieniało. Bo wciąż nikt nie zauważał, co mnie boli. Bo wciąż nikt nie pomagał, a ja przecież wyraźnie pisałam, że pomocy potrzebuję.
Prawdopodobnie dlatego, iż moje pamiętniki były starannie ukrywane i chyba nikt, poza mną, nie miał możliwości czytania ich na bieżąco. 
Teraz padła propozycja czegoś, co udostępnię swoim bliskim. Poradziła mi to najpierw znajoma, proponowała wideodziennik, a tego samego dnia, kilka godzin później, umawiając się na pierwszą wizytę, pani terapeutka zaproponowała, żebym założyła bloga. Bo, mimo że łatwo jest przekazać coś obrazem, zwłaszcza ruchomym, preferuję maltretowanie klawiatury i zabawę słowami. 

Czy ten blog może być czymś interesującym? Nie wiem, nie obiecuję. Mam milion zainteresowań i ciągle pojawiają się nowe. Ciężko mi skupić się na jednym temacie. 

Początkowo wylewałam z siebie bóle egzystencjalne i inne takie głupotki. Przez kilka lat leczyłam się na depresję i schizofrenię paranoidalną. Teraz, kiedy aktualizuję ten wpis (27.07.2016), myślę, że wychodzę z choroby. Wiem, że czasem mam nawroty, jakieś problemy, z którymi nie wiem, co robić, ale hej...! Każdy ma. Staram się żyć tak, aby moja rodzina, przyjaciele i wszyscy, którzy mi pomogli wiedzieli, że dziękuję im za każdy mój oddech. Myślę, że wiedzą, że tylko dzięki nim wciąż żyję i jestem w takim, a nie innym miejscu. Swego czasu byłam marionetką, szmacianą lalką, która leżała tak, jak się ją rzuciło. Teraz... robię wszystko :-) 
Chodzę o własnych siłach. Chociaż wiem, że zawsze mogę zwrócić się do bliskich z prośbą o pomoc. Bardzo chciałabym, aby oni także wiedzieli, że zrobię tyle, ile będę umiała dla nich. 


💍

Obecnie, na blogu chciałabym pisać wszystko, co przyjdzie mi do głowy. Najróżniejsze myśli pseudo-mądre, wrażenia lub recenzję książek, wydarzeń, na których bywam. A także publikować tutaj dokumentacje moich poczynań z dziedzin wszelakich... I tak dalej. Po prostu prowadzić bloga. :-)

Jeżeli moje zainteresowanie można opisać jednym słowem, będzie to fantastyka. Chociaż to słowo pomija kilka tych, których nie da się podpiąć.
Bo, tak na przykład, posiadam dwie lalki ball-jointed-doll, potocznie zwane dollfie. I nie kreuję ich na małe elfy, czy coś. Chociaż centaura lub fauna przygarnęłabym chętnie. 

Ismael, czyli Yo-SD firmy FantasyDoll, model "Pamela" na chłopięcym ciałku
Uwielbiam także koty. Do tego stopnia, że znalazły się w tytule i adresie tego bloga. A mój ulubieniec, szary Gandalfik, oficjalnie zwany Mufasą zdobi ten fragment Internetu. 

Ile kotów zmieści się na dwuosobowej kanapie, a ile na fotelu?

A co z fantastyką? Od ostatniej klasy szkoły podstawowej wymieniam ją jako zainteresowanie. Od niedawna bawię się w larpy, planszówki, erpegi, co było moim marzeniem od pierwszego PBFa. Zdarza się, że zagram w gierki na PC, chyba że wyjdzie coś z "witcher" w nazwie. Wtedy gram przez dwa tygodnie odcinając się od świata :-) Czasem gram nawet w League of Legends, chociaż nie lubię hejtów ;-) 



Lubię za to ubranka. Stawiam pierwsze kroki jako cosplayerka, jako domorosły rzemieślnik rzeczy, które się przydadzą na larpa, etc. Moim wielkim problemem jest to, że zaczynam milion rzeczy naraz, prawie żadnej nie kończąc. W tym momencie mam zaczęte - pomijając kupno materiałów, bo materiał kupiony na coś konkretnego i tak skończy jako coś zupełnie innego (np. złote lamówki na Captain Miss Fortune nigdy nie będą tworzyły jej cosplayu, ponieważ, prawie się skończyły) - Sorakę z LOLa, Chii z Chobits i Meridę Waleczną. Pomijając wszystko, co jest rozrysowane, powykrawane i tak dalej. 

Chii?

Od 11 roku życia uczyłam się ciężkiej sztuki opanowania ołówka, węgla, farb i innych duperelków. W swojej biografii mogę zaznaczyć liceum plastyczne, czy miesiąc studiowania malarstwa na UMK w Toruniu. :-) 

A dzięki temu rysunkowi, w zamyślie Rollo Lothbrok z serialu "Wikingowie" spotkałam mojego ukochanego aktora, Clive'a (na rysunku wygląda bardziej jak mój Tatuś)
Od października 2016 roku zaczynam studia na UAM. Mam nadzieję skończyć filologię polską ze specjalnością dziennikarstwo.  



I chyba tyle mam do przekazania na początek. 
Jestem Mart. Staram się być dobrym człowiekiem i spełniać marzenia. No i pisać.




Share: