31. K. Piskorski "Krawędź Czasu"
Na ogół, jeżdżąc na Woodstock, nie kupuję książek. Ewentualnie zerknę na biografie muzyczne, poostrzę ząbki na coś. W tym roku było inaczej. Kupiliśmy pięć książek. W tym tylko jedną biografię! Szaleństwo.
Obok uzupełnienia (dokończenia?) klasyki grozy poprzez „Przyszła na Sarnath zagłada” Lovecrafta, „Frankensteina” Mary Shelly oraz „Golema” Gustava Meyrinka, nabyliśmy „Krawędź czasu”, którą bystrym wzrokiem wyłowił Krasnolud.
Książkę autora, którego nie znaliśmy. Książkę, która zwróciła uwagę steampunkową okładką. Książkę, którą skwitowałam „no kosztuje mało, możemy wziąć”. Książkę, którą bez najmniejszego problemu określam dzisiaj, jako najlepszą z książek, przeczytanych tego roku. A mamy sierpień, więc to wiele znaczy :-)
Chociaż myślę, że dużą zasługę w moich pozytywnych opiniach ma Ksin, który był beznadziejny i wciąż czekam na wypłacenie mi odszkodowania za szkody moralne po tejże lekturze.
Krzysztof Piskorski każe nam uciekać od pierwszej strony. Wraz z głównym bohaterem biegniemy przez ciemne uliczki i… nie do końca wiemy, o co chodzi. A potem jest już tylko dziwniej. Wszelkie domysły nigdzie nie prowadzą. Momentami miałam wrażenie, że podobnie do bohatera powieści, z mojej piersi wyrywa się szaleńczy wrzask.
Z każdą stroną powieści utwierdzałam się w tym, że to jeden z nielicznych przypadków, kiedy opis na tylnej okładce, nie oddaje ni grama tego, jak wybitna ona jest.
W klimacie epoki pary ciężko jest znaleźć coś, co nie odrzuci tandetą. Dlatego też sceptycznie podchodziłam do tej pozycji. Nic nie odda mi smaku rozczarowania ocenienia książki po okładce!
Autor zaskakuje na każdym kroku. Tworzy powieść ponadprzeciętną. Oczarowuje czytelnika, który w pewnym momencie, przestaje myśleć, o tym, co czyta. Streszczenie fabuły jest tu wyjątkowo trudne, ponieważ bardzo szybko pochłonęłam tę historię. Każdy smaczek całości sprawił, że opisanie niniejszej książki jest graniczące z cudem.
Moim zdaniem, głównie dzięki migawkom obrazów. Opisy działają na wyobraźnię do tego stopnia, że zaniechane przeze mnie malarstwo, powróciło do łask. Każda scena zbudowana jest w bardzo plastyczny sposób. Nigdy, równie wyraźnie nie widziałam doskonałych kadrów w filmie, który tworzyłam sobie w głowie (chociaż niektóry opisy w „Wikingach. Wilczym Dziedzictwie” pana Radosława Lewandowskiego są w podobnym stopniu przyjemne)
Autor zabiera nas na wycieczkę poza czasem. Gdzieś, gdzie zegar nie odmierza chwil, a ludziom żyjącym w owej dziwnej pustce, towarzyszy mdłe światło, będące substytutem słońca. Sielankę trwającą wiecznie, przerywają coraz częstsze ataki złowrogiego mechanizmu, nazywanego mechanem. Mechan dosłownie wchłania ludzi, co widzimy w pierwszym opisie syzyfowej pracy Maksyma oraz Mikołaja, przy próbie walki z nim. Od siebie dodam, że to jeden z bardziej obrazowych opisów w tej książce.
Czytelnik zostaje oczarowany secesyjnymi zawijaskami, miedzianymi trybikami, zaskakującymi zwrotami akcji oraz, niebanalną historią. A zwłaszcza wyobraźnią, którą udało się autorowi okiełznać i ubrać w słowa. Przyjemności czytania dodaje prowadzona początkowo, dwutorowa historia (panie Lewandowski, autorze kotołaka! Można to zrobić dobrze!), w której poznajemy Maksyma oraz Franka Znajdę.
Równie dopracowanej i przemyślanej fabuły, nie czytałam dawno. Prawdopodobnie od czasu Tolkiena lub Sapkowskiego. Piskorski nie stworzył całego świata z historią i religiami, jak dwaj wcześniej wspomniani. Stworzył coś mniejszego, bo jedynie wyrwany kawałek naszej rzeczywistości, jednak pieczołowicie przemyślanej i ustawionej. A poza ciekawą akcją, w „Krawędzi czasu” znajdziemy także filozoficzne rozmyślania na temat podróży w czasie oraz samego czasu.
Mam w zwyczaju zawsze doszukiwać się drugiej strony medalu. Nie wierzę w skrajne przypadki bieli i czerni. Jednak tutaj mogę ze spokojem powiedzieć, że to najlepsza powieść steampunkowa, jaką przeczytałam.
Masz rację, bo sam steampunk jst bardzo fajny, ale czesto robiony tandetnie do bólu... Jak znajdę ebuka do sobie przeczytam!
OdpowiedzUsuń