Serce to organ. Pompuje krew, ale nie odpowiada za czucie. Jednak, jest wewnątrz takie coś, co czuje. Nie wiem, jak to nazywać, gdybym użyła słowa „dusza” brzmiałoby jakoś... zbyt po chrześcijańsku. Więc niech będzie serce.
Niektóre sytuacje, słowa lub odpowiedzi odbierają kawałek serca. Obumiera. Miejsce, które przed chwilą czuło, nagle przestaje. I to wywołuje ból. A im więcej straci się kawałków, tym trudniej o różne uczucia. Zmniejsza się baza doznawanych emocji.
Fizycznie czuję, gdy mi te kawałki obumierają. Coś tam było, ale już nie ma.
Teraz jest mi smutno. Chronicznie smutno. A także gardzę sobą, mocno, jak nigdy nikogo innego. Ale tak gardzić można tylko największym wrogiem.
I to szalone, bo przecież jest fajnie.
W każdym razie, inaczej sobie wyobrażałam najbliższe tygodnie po zaręczynach...
Nie jest fajnie. Chcę płakać i chcę wyć. Chcę z kimś porozmawiać, ale nikt nie rozumie, gdy zaczynam. Jestem porażką, zerem.
Gdybym miała pieniądze, zleciłabym morderstwo na siebie.
Nie byłoby to samobójstwem, więc nie skrzywdziłabym nikogo, bo jednak wciąż istnieje grono osób, które mnie kochają.
Ale nie mam pieniędzy.
Nie mam nawet od kogo pożyczyć głupich 3,60pln na dojazd do Krasnoluda.
I to jest najgorsze, bo tylko przy nim umiem kompletnie zapominać. I czuć się tak po ludzku dobrze.
Łudzę się, że jednak znajdę gdzieś pracę. Wtedy zupełnie stracimy możliwość spędzania chociaż kilku chwil razem. A jednak potrzebuję tej pracy, a to się będzie wiązało z jakąś rozłąką. Zanim znajdę ewentualne zatrudnienie, chciałabym się porządnie naładować. A nie mam jak, więc jest gorzej i gorzej. I pomocy.
Zimno mi, ciągle mi zimno. Tak mentalnie.
Sprzątając pokój znalazłam pełno starych pamiętników, luźnych kartek. Z nich wynika, że zawsze byłam nieszczęśliwa. Nieważne, co się działo.
Wczoraj terapeuta powiedział, że powinnam zacząć myśleć o farmakologii, bo samej będzie mi zbyt trudno z tym walczyć bez niej.
Myśląc o farmakologii czuję się wyjątkowo dobrze, bo jeszcze mogę myśleć. Jeszcze nie zjadły mnie tabletki.
Chciałabym, aby całe serce uciekło. Jednocześnie. Nie kawałek po kawałku.
PS. Blog powstał dla moich bliskich. Z nich, tylko jedna osoba go odwiedza, więc, kudeno, kto tu jeszcze wchodzi, bo chociażby wczoraj dobiło do równo 60 wejść... o:
0 komentarze:
Prześlij komentarz