wtorek, 26 lipca 2016

27. Woodstock 2016

JEDZIEMY NA WOODSTOCK!

Kilka miesięcy temu pisałam, że wybraliśmy OldTown, a Woodstock został zepchnięty na dalszy plan. Jednak mamy w zwyczaju zmieniać plany tak... kilka razy na miesiąc, jeżeli chodzi o wyprawy. I w ogóle wszystko.

Marcin na Woodstocku był pierwszy raz.
Mogłabym podsumować ten festiwal jego słowami, w których podziękował, że go zabrałam w to miejsce. Że tak może spędzać każdy urlop. Że to jest to dobre miejsce na Ziemi. Że po prostu jest dobrze.

Ale nie ograniczę się do kilku zdań, bo tworząc słowa z literek dobrze się bawię. I chcę tę umiejętność szlifować.


Pojechaliśmy we wtorek, 12 lipca. Nasz pociąg był szalenie pusty, zupełnie inny, niż to, co pamiętałam. Jeszcze na peronie nawiązaliśmy znajomość z bardzo pozytywnym człowiekiem, którego imienia nie pamiętam. W naszym wagonie podróżowało bodajże osiem osób. A nasz nowy znajomy grając na djembe (?) opowiedział nam piękne historie głuchymi dźwiękami.
Ten Woodstock był bardzo ciekawą przygodą właśnie przez liczne doświadczenia... hm... na granicy jawy i fantazji.

Na miejscu mieliśmy problem, aby znaleźć odpowiednio dużo miejsca, ostatecznie udało się znaleźć placyk na pięć namiotów, a miało być ich bodajże 14. W dodatku jedno miejsce i tak nam skradziono, mimo ogrodzenia terenu. Najwyraźniej zbyt późno pojechaliśmy. Chociaż nie pamiętałam, aby wcześniej w lesie koło pasażu i wioski Kryszny było aż tak dużo ścieżek między obozami.

Nie wiem, czy jestem w stanie opisać dzień po dniu i czy w ogóle jest sens, aby to robić. Mam wspomnienia, a wolę opisać emocje, które towarzyszyły mi przez te sześć dni. Chociaż to też będzie trudne, ponieważ na Woodstocku towarzyszą nam czyste emocje, które nazwać to trochę głupota. Zawsze uważałam, że te najczystsze uczucia, poprzez opisanie ich słowami używanymi na co dzień, tracą swoją moc.

Bo emocje na Woodstocku są niepowtarzalne. Nie ciągnie mnie na koncerty, od kiedy mam problemy z nogą. Na górkę ASP nawet nie próbuję wejść, ponieważ wiem, że nigdy tam nie dotrę. :-) Poza tym, myślę, że moją największą pasją są właśnie ludzie.
Dlatego chodzę i obserwuję.
Uśmiechniętych ludzi z każdej subkultury i chyba każdego wyznania. Zarówno zatwardziałych korwinistów, jak i - tym razem - niezmasakrowanych lewaków. Dzieciaki, które pewnie nagadały rodzicom, że jadą do koleżanki/kolegi na noc, aby chociaż na jeden dzień wyrwać się do Kostrzyna nad Odrą. Ludzi starszych od moich rodziców. Typowych "Sebixów" i type "kuce". Po prostu Woodstockowiczów.
Patrzę na nich, rozmawiam z nimi i piję, rozdaję i proszę o papierosy. Przytulam. Dorzucam się do "powrotu do domu" ostatniego dnia.

I na te kilka dni festiwalu, czuję, że kocham wszystkich, a wszyscy kochają mnie. Właśnie w tym miejscu mogę zdobyć energię, którą muszę dawkować sobie przez cały rok. Energię, która pozwala mi być coraz lepszym człowiekiem.

Przy okazji Pyrkonu pisałam, że ciężki chlanie jest dla mnie już... zbyt ciężkie. Ale kto powiedział, że muszę tyle pić? Faktycznie chodziłam z kubeczkiem, ale nie prosiłam za dużo o dolewki. Najczęściej i tak wylewałam te miksy różnych piw, win domowej roboty, czy drinków.

Bo Woodstock, Brudstockiem zwany, nie jest wylęgarnią narkomaństwa, seksu i innych przestępstw. Woodstock to miejsce, które łącz tych, którzy chcą po prostu dobrze się bawić. To, że zdarzają się przestępstwa...
To tak samo jak z Pokemon GO. Jeżeli ktoś jest idiotą, wejdzie pod samochód, niezależnie, czy próbuje złapać Pidgeya, czy sprawdza SMSy.
Gwałty, kradzieże, narkotyki, mają miejsce zarówno w Kostrzynie nad Odrą jak i w Warszawie lub Kotomierzu. I to przez cały rok. Nie tylko podczas kilku dni najpiękniejszego festiwalu na świecie.


A ten Woodstock był moim najlepszym. Odliczam dni do kolejnego, bo Woodstocku nikt nie może nam odebrać. :-)
No i dzięki możliwości porównania 21. Przystanku z tegorocznym, 22. mogę dostrzec to, ile zmian we mnie zaszło. Z zakompleksionej, samotnej i smutnej osoby zmieniłam się w druidkę na 22 poziomie. Nie miałam problemu, aby chodzić w szortach i staniku, bo kocham moje ciało. Pewność siebie to najpiękniejsza ozdoba człowieka. I działa.

Poznałam wielu cudownych ludzi, spędziłam czas z Marzycielami, odświeżyłam stare znajomości i mam więcej wspomnień z nowymi znajomymi. Żyć nie umierać.
Dziękuję wszystkim, którzy stworzyli mój 22. Przystanek Woodstock.
Krasnoludowi, Ani, Romanowi, Rogerowi, Cezaremu, części Mantykory, Kasi i Robertowi/Grellowi i Sebie, Marzycielom. I wszystkim, których nie sposób wymienić z imienia lub ksywki, bo ich nie znam.
Czarodziejowi z lupą; Róży; koledze, który stracił głos, abym ja swój odzyskała (czary!); wszystkim punkom, którzy chcieli zabrać mnie do namiotu; punkowi ze Szczurkiem; małym dziewczynkom; koledze, który poczęstował mnie kawą i troskliwie pytał, jak się bawimy; ziomeczkowi z kwiatami we włosach, z którym rozmawialiśmy o drzewach i ich mocy; wszystkim, którzy robili nam zdjęcia (chciałabym jakieś dostać...) i... wszystkim, których trąciłam, lub którzy trącili mnie, wszystkim-wszystkim-wszystkim.
Było najlepiej.
Jak co roku. :-) za to powrót, także jak co roku, był okropny :-) 


Zaraz będzie ciemno... 


No i zapraszam na relację Człowieka Wargi, na koniec pojawiają się nasze mordki. Poza tym, to przecudny film. Ryczałam jak jebany bóbr! 

Share:

wtorek, 5 lipca 2016

26. Kiedy zmywam naczynia myślę o egoizmie oraz liczbie cegieł w Malborku



Dzień 7786.
Już ponad 21 lat żyję na planecie zwanej Ziemią, lub z łaciny Tellus. Jestem jednym z ponad siedmiu miliardów przedstawicieli mojego gatunku.
Nigdy nie wyobrażałam sobie, ile to jest – siedem miliardów. Zastanawiam się, czy mogłabym jakoś ustosunkować się przy liczbie cegieł w zamku malborskim. Chociaż chyba nikt ich nie policzył. Jest za to mówione, iż to ich największe skupisko w tej części Europy.
Siedem miliardów to dużo.

Co zatem znaczę ja? Jedna malutka jednostka, której nawet nie bierze się pod uwagę, gdy widzi się liczbę siedmiu miliardów.
A jednak jestem tu i widziałam zamek w Malborku z wielką ilością cegieł. Jedna cegła może zabić, gdy spadnie w nieodpowiednim czasie, zatem ja też mam jakieś znaczenie – mogę wpłynąć na wiele rzeczy.

Ale to nieważne. 

Jestem Mart, Mart Morrison, Martyna Ewa Miler. Mam 21 lat i przypisany numerek zaczynający się od mojego rocznika. Zostaną po mnie jakieś wyblakłe kartki z tym numerkiem: rejestracja na uczelnię, świadectwa dojrzałości, mandaty. I pewnie wiele innych rzeczy.
Jestem numerkiem.

Chociaż przedstawiam się jako Mart.
Bliżej mi do bycia Mart niż do bycia numerkiem.
Chociaż na świecie żyje wiele osób przedstawiających się jako „Mart”, a mój numerek jest jedyny.
Ale nadal wolę być Mart.


Odbieram świat jako ja. I tylko jako ja. Czasem może próbuję wczuć się w kogoś innego, ale najlepiej wychodzi mi patrzenie przez pryzmat siebie.
Tak, jestem też egoistką. Egoistka Mart.
I nie sądzę, aby to było coś złego. Egoizm w odpowiedniej formie jest zdrowy. Nie wierzę w altruizm.

Bo jeżeli działam tak, aby nazywać siebie „altruistą”, czy nie robię tego, aby dobrze czuć się ze sobą, bo (ja) uważam, że tak należy? Zatem, czy nie jest to egoizm? Jeżeli wyślę pięć tysięcy złotych dla głodujących dzieci z Afryki, będę dobra, dołożę małą cegiełkę do budowania im lepszego bytu, ale… dlaczego to zrobię?
Zrobię to żeby pomóc dziecku, którego nigdy na oczy nie zobaczę? Jestem gotowa wyrzec się dla nazwijmy go, Bambo, lalki, o której marzę? Za pięć tysięcy mogłabym kupić lalkę, nawet limitowaną i wyposażyć ją w najlepszych sklepach!
Tu pojawia się kolejna myśl: egoizm i altruizm są zawsze w parze. Jedno nie może istnieć bez drugiego.
Często w filmach/serialach/książkach/czymkolwiek powtarzana i wałkowana jest myśl: światło nie może istnieć bez ciemności i na odwrót.
Ciemność jest na ogół tą złą. Ale nie może być przecież tą złą. Dzięki niej istnieje światło, to dobre. Poza tym, dlaczego ciemność w ogóle miałaby być zła? Koty widzą lepiej w ciemności, a intensywne światło oślepia także człowieka.

No ale wracając do egoizmu.
Postępując w jakikolwiek sposób, robię to, co jest dobre dla mnie, moich priorytetów. Załóżmy: jestem śmiertelnie chora, nie zostało mi wiele. W tym czasie dowiaduję się, że mojej ukochanej osobie potrzebny jest przeszczep jakiegoś organu – przypadkiem mogę być idealnym dawcą. Decyduję się na eutanazję (o ile mój kraj pozwala mi na to). W tym przypadku moim priorytetem było życie kogoś, kogo kocham, ale… to nadal był mój priorytet.

Jest siedem tysięcy siedemset osiemdziesiąty szósty dzień mojego życia. I tego dnia zapisuję, iż wszyscy jesteśmy egoistami. Ale to nie jest nic złego. Od nas zależy, jak ukształtujemy samych siebie i jak będziemy postępować.
Tak samo, jak od nas zależy, jak będziemy świat postrzegać, ale to już inna myśl. No bo: jednym okiem widzę kolory inaczej, niż drugim. Różnica jest minimalna i ponoć większość ludzi tak ma.




Są trzy osoby. Każda widzi inną figurę. Która ma rację?
Każda.
Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, jak to mówią. Ale to dygresja. Oczywiście, nie można brnąć zbyt daleko w tolerancji zdania innych, gdy wmawiają nam, że czarne jest białe. Ale już coś, co dla mnie jest czarne, dla kogoś może być jedynie ciemnym szarym.

Nie wiem, co mi wpadło do głowy, aby to pisać. Zaczęłam sobie myśleć w ten sposób zmywając naczynia po obiedzie. Zaczęłam myśleć o każdej nieistotnej dla siedmiu miliardów jednostce, która pojawieniem się w moim życiu – wpłynęła na nie.
I mówię tu nawet tych najdrobniejszych spotkaniach – o pani, która miała dużo srebrnych kolczyków i uśmiechnęła się do mnie, gdy koło 14 szłam po przyprawę do kurczaka na obiad.
Zaczęłam myśleć o ludziach, którzy wyraźniej kształtowali moją osobę: o każdym – w moim mniemaniu – idiocie, który po przyjęciu alkoholu, czy pod wpływem innego imprezowego wyskoku, zaczyna wmawiać innym własny geniusz, a zapomina o ważnej rzeczy. O tolerancji, o szacunku do innych bytów, które dla samego idioty nic nie znaczą, bo, ot, raz spotkana osoba. Ale te byty są drugim wszechświatem zaraz obok. Zazębiamy się. Ty możesz wpłynąć na mój świat, mój drogi idioto, wpłynąłeś pewnie na ten tekst, a to dużo. Czy ja w jakimś sposób wpłynęłam na Twój świat? To Twoja sprawa, mnie już prawdopodobnie nie dotyczy.

Myślę, że to przepiękne. Przepiękny jest ten nasz egoizm. Przepiękne jest dostrzeżenie, gdy w moim świecie widzę zarys innych światów.
To naprawdę piękne.


Share: